Od 1 kwietnia nic nie będzie możliwe bez certyfikatu SERMI. Przynajmniej, jeśli chodzi o informacje dotyczące zabezpieczenia przed kradzieżą oraz napraw i serwisowania systemów związanych z bezpieczeństwem pojazdu, które każdy producent samochodów ustala dla swoich modeli. Takie informacje zaczynają pojawiać się w prasie i Internecie. Dostęp do wrażliwych danych pojazdów będą mogły mieć w warsztacie wyłącznie osoby mające udowodniony i uzasadniony powód. Posiadanie certyfikatu SERMI pozwala sprawdzić, czy warsztat i jego pracownicy należą do tej godnej zaufania grupy osób. Jeśli na portalu producenta zostaną wyświetlone treści związane z SERMI, pojawi się komunikat z kodem QR, który trzeba zeskanować za pomocą aplikacji SERMI, a pobieranie zostanie takiej osobie udostępnione. W praktyce klienci nie będą mogli zlecić napraw wymagających ingerencji w systemy bezpieczeństwa mechanikom bez certyfikatu SERMI. Od 1 kwietnia czeka więc na niezależne warsztaty w Polsce więcej biurokracji i nowe koszty. Do uzyskania certyfikatu niezbędne jest przedstawienie zaświadczenia o niekaralności, umowy o pracę i dowodu posiadanych kwalifikacji oraz wykupienie obowiązkowej polisy OC na prowadzenie działalności gospodarczej. W Niemczech, gdzie SERMI obowiązuje od roku, trzeba przeznaczyć na pięcioletni certyfikat ok. 1000 euro, w zależności od tego, ilu pracowników potrzebuje dostępu. Aby wszystko było jasne: nie chodzi tu o opłaty za jakiekolwiek dane serwisowe, ale o dane istotne z punktu widzenia kradzieży i bezpieczeństwa! O zasadach uzyskiwania certyfikatu SERMI będziemy jeszcze informować na naszych łamach. W tej chwili wiadomo tylko tyle, że warsztaty powinny szykować się na kolejny wzrost kosztów swojej działalności.
Zapraszam do lektury numeru
Krzysztof Trzeciak
Jednym z najważniejszych aspektów dynamiki ruchu samochodu jest jego zachowanie podczas poruszania się po łuku. Szczególnego znaczenia nabierają wówczas stateczność i kierowalność, od których bezpośrednio zależy bezpieczeństwo jazdy, a także jej komfort. Aby utrzymać je na jak najwyższym poziomie, Mazda stosuje w swoich pojazdach system GVC (od ang. G-Vectoring Control), którego zadanie to stworzenie warunków do maksymalnego wykorzystania przyczepności kół do nawierzchni. Idea systemu GVC polega na powiązaniu chwilowej wartości momentu obrotowego, przekazywanego od silnika na koła napędowe pojazdu, z kątem skrętu kierownicy. W artykule opisano zasadę działania systemu GVC.
W nr. 12’24 SM zostały omówione podstawowe zagadnienia dotyczące klasyfikacji, podziału i oznaczenia pojazdów pożarniczych. W tym artykule poruszono zagadnienie badań tych pojazdów w akredytowanym laboratorium. Przedstawiono stanowiska do badań oraz elementy pojazdu, jakie podlegają specjalistycznym badaniom, oraz sposób ich oceny.
Wielopłytkowy łańcuch jest często wykorzystywany do przenoszenia napędu z wału korbowego silnika spalinowego na wałki rozrządu umieszczone w głowicy. Jak wszystkie silnikowe części współpracujące mechanicznie, także łańcuchy rozrządu ulegają zużyciu proporcjonalnemu do przebiegu pojazdu. Na szybkość zużycia łańcucha rozrządu mają ogromny wpływ warunki eksploatacji i styl jazdy preferowany przez użytkownika. Jednak w większości silników brak jest wskaźnika, który pozwoliłby określić graniczne zużycie łańcucha. Czasami producenci pojazdów określają maksymalny przebieg, przy którym łańcuch rozrządu powinien być wymieniony. W artykule omówiono pomyłki, jakie można popełnić podczas oceny stanu łańcucha.
Jeszcze kilka lat wstecz diagnosta samochodowy nie zaprzątał sobie głowy czymś takim, jak homologacja pojazdu. Co prawda w SKP niektóre elementy pojazdów podlegają weryfikacji pod kątem oznakowania, ale nie odbywa się weryfikacja pojazdu jako takiego pod kątem homologacji. Zresztą było to traktowane jako oczywista rzecz, ponieważ pojazd był już zarejestrowany w Polsce lub innym kraju członkowskim UE. Jeżeli był zarejestrowany poza UE, nie stanowiło to też większego problemu, tym bardziej, że jakaś tabliczka znamionowa na pojeździe była. Ale niestety, jak to w życiu bywa, coś co było oczywiste jeszcze kilka lat temu, teraz już takie oczywiste nie jest. W artykule przeanalizowano przypadek samochodu na badaniu technicznym, który nie ma homologacji UE, na przykładzie modelu Tesla Cybertruck.